Tytuł: W cieniu magnolii
Autorka: Anna Płowiec
Wydawnictwo: Między słowami i Znak 2018
Kategoria: literatura kobieca
Ilość stron: 379
Moja ocena: 9/10

Miłość można spotkać wszędzie: na uczelni, w pokoju nad rozbitym wazonem, „W cieniu magnolii”. Znaleźć ją, to nie znaczy zatrzymać. 

Chodzi mi o to, że jak już się znajdzie kogoś, z kim człowiek dobrze się czuje na sto dziesięć procent, i temu komuś na tobie zależy, to warto zaryzykować i walczyć o takie uczucie, nawet jeśli są jakieś przeszkody – wydusiła z siebie to, co od kilku dni kołatało jej się po głowie. 

Nie pomogą tęskne spojrzenia rzucane znad  bukietu pięknych róż casanova, kiedy czas pozwijał już płatki kwiatów i posrebrzył skronie. Wtedy potrzeba cudu, albo mądrego dziecka, które popchnie matkę
w odpowiednim kierunku.


Najpierw dystans wobec życia i miłości, a potem dopiero cała reszta. 

Czytając powieść Anny Płowiec „W cieniu magnolii” pomyślałem, że chyba i w realnym życiu można spotkać takie dwie gapy jak Alicja
i Janek. Nie wystarczy wzdychać, płakać w poduszkę i obić twarz konkurentowi. Trzeba jeszcze umieć powiedzieć o swoich uczuciach szczególnie wtedy, kiedy brak dyskrecji podsuwa błędne domysły. Ci bohaterowie denerwowali mnie bardzo. Naturalnie autorka przypisała swoim bohaterom również liczne pozytywne cechy. 


Tą szeroką gamą uczuć ujęła mnie Pani Płowiec tym bardziej, że literatura kobieca nie jest szczególnie preferowanym przeze mnie gatunkiem literackim. „W cieniu magnolii” to powieść, którą czytałem
z rosnącym zainteresowaniem i nadzieją na przebudzenie uczuć. Ostatecznie jak długo można więzić w brzuchu trzepoczące się motyle? Okazało się, że to jakiś szczególnie odporny gatunek, który cierpliwie czeka dziesiątki lat. 



Nie wiem, czy współczesne młode kobiety utożsamią się z którąś bohaterką tej powieści. Na pewno warto przeczytać tę książkę, która spodobała mi się bardzo. Bardzo dziękuję za mnóstwo emocji, których dostarczyła mi Autorka.